[WPROST] Psie pieniądze

Dziś hodowlę psów czy kotów może założyć praktycznie każdy. Bo nagiąć prawo jest bajecznie łatwo. Obrońcy zwierząt mówią, że tak źle jeszcze nie było.

Psie pieniądze
Autor: Katarzyna Świerczyńska
18 stycznia 2015, WPROST.pl

Możesz rejestrować szczenięta oraz kocięta i wyrobić im rodowód, nawet w przypadku gdy rodzice nie posiadają rodowodów, i sprzedawać je legalnie za wyższą cenę, nie wychodząc z domu” – takie ogłoszenie zamieściło w popularnym serwisie aukcyjnym Stowarzyszenie Hodowców Psów i Kotów „Dog & Cat”. Odpowiedziałam na anons. Okazało się, że mając sukę niewiadomego pochodzenia, która wygląda jak syberyjski husky, bez problemu dostanę wszystkie papiery. Dorota Korbel ze stowarzyszenia rasowość mojego psa oceniła na podstawie jednego zdjęcia. Podała też koszty założenia legalnej hodowli: „Opłaty jednorazowe rejestracyjne to koszt 140 zł. Wpisanie suki do rodowodowej księgi wstępnej to koszt 50 zł. Razem 190 zł. Szczeniaki po suce – rodowody po 10 zł”.

GOSPODYNI Z DOŚWIADCZENIEM

O co chodzi? Zgodnie z szumnie wprowadzoną trzy lata temu nowelizacją Ustawy o ochronie zwierząt nie wolno w Polsce rozmnażać psów i kotów w celach handlowych. Chyba że pochodzą z legalnych hodowli „zarejestrowanych w ogólnokrajowych organizacjach społecznych, których statutowym celem jest działalność związana z hodowlą rasowych psów i kotów”. Pomysłowi Polacy szybko poradzili sobie z takim sformułowaniem przepisu i masowo zaczęli tworzyć stowarzyszenia, w których statucie jasno stoi, że zajmują się właśnie hodowlą rasowych zwierząt. Ustawodawca bowiem w żaden sposób nie sprecyzował, co kryje się pod pojęciem „rasowy”.Dorota Korbel, szefowa Stowarzyszenia Hodowców Psów i Kotów „Dog & Cat”, nie widzi problemu. – Jeśli ma pani psa, który wygląda jak pies rasowy, to dlaczego mam mu nie dać papierów? – pyta zdziwiona. Twierdzi, że w stowarzyszeniu, któremu prezesuje, jest zarejestrowanych kilkaset hodowli. Ona sama hoduje koty syberyjskie i psy chihuahua, „cziłki”, jak je nazywa. – Ostatnio wyliczyłam, że po odjęciu wszystkich kosztów zarabiam na tym 250 zł miesięcznie. A jeśli chodzi o działalność w stowarzyszeniu, to jest ona charytatywna – przekonuje. Nie jest jedyna, bo założenie takiego stowarzyszenia to żaden problem. Wystarczy skrzyknąć sąsiadów, napisać statut, zarejestrować i już można legalnie rozmnażać i sprzedawać psy czy koty. Uprzednio oczywiście wystawiając im odpowiednie papiery. Izabela Chylińska-Graczyk, prezes Polskiego Stowarzyszenia Psa Przyjaciela, podkreśla, że nic złego nie robi. Oburza się, gdy słyszy zarzut, że jej stowarzyszenie legalizuje pseudohodowle. – Sama nie mam hodowli, ale chcę społecznie wspierać osoby, które kochają zwierzęta i chcą je legalnie hodować. Ja po prostu wspieram ich swoim doświadczeniem – tłumaczy. Jakie to doświadczenie, nie chce powiedzieć. Zdradza za to, że jest gospodynią domową, a z zawodu technikiem odzieżowym.

NIC DO UKRYCIA

Poseł Paweł Suski z PO, przewodniczący Parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt, który czuwał nad wprowadzeniem ustawy, właściwie od samego początku bił się w pierś i zapowiadał kolejne zmiany. Na razie na zapowiedziach się kończy. Suski nie zostawia jednak suchej nitki na handlarzach. – To, co robią, to zwykłe naginanie prawa. Ja w najśmielszych oczekiwaniach nie sądziłem, że ktoś na taki pomysł wpadnie i masowo zaczną powstawać dziwne twory typu stowarzyszenia psa i kota – mówi. Dla osoby, która po prostu chciałaby kupić sobie rasowego psa, najważniejsza jest zwykle cena szczeniaka, a nie niuanse związane z tym, kto wystawił rodowód. Najtańsze psy kosztują kilkaset złotych. Za najdroższe, z renomowanych hodowli, z papierami uznawanymi przez Międzynarodową Federację Kynologiczną (FCI), trzeba zapłacić nawet kilka tysięcy euro. Marta Chmiel, która pod Pyrzycami (Zachodniopomorskie) prowadzi hodowlę psów rasy border collie, podkreśla, że psy to jej pasja i że pracuje, żeby móc je utrzymać. Do tej pory sprzedała dwa mioty szczeniaków. Jak mówi, nie zarobiła na nich ani grosza. – Cena szczeniaka to koszt podróży z suką do reproduktora na krycie, koszty wszystkich badań. Wszystko sumuję, a potem dzielę przez liczbę szczeniaków – tłumaczy. Jej hodowla jest zarejestrowana w Związku Kynologicznym w Polsce, najstarszej polskiej organizacji zrzeszającej hodowców (jest członkiem FCI). Tu nikt nie dostanie rodowodu na podstawie zdjęcia psa. Pies musi mieć udokumentowane pochodzenie na kilka pokoleń wstecz. Nikt też nie dostanie zgody na rozmnażanie psa, jeśli ten nie zdobędzie określonych w regulaminach uprawnień.

Marta Chmiel uważa, że jeśli ktoś kupuje psa za 300 zł, to taki pies w niczym nie różni się od psa ze schroniska. – Kupno takiego zwierzęcia to taka sama niewiadoma. Tu nie chodzi o to, czy jest lepszy czy gorszy. Nie rozważamy tego w tych kategoriach – podkreśla. – Uczciwy hodowca, zanim rozmnoży psy, bada je pod kątem typowych dla rasy chorób. To są naprawdę duże koszty. Jeśli ja sprzedaję komuś szczeniaka, kupujący ma pewność, że rodzice szczeniaków to zdrowe psy, które mają pożądane dla danej rasy cechy charakteru – mówi. Ona sama podkreśla, że ZKwP nie jest nieomylny i tu też zdarzają się nieuczciwi hodowcy. Każdemu, kto chce kupić rasowego psa, Marta Chmiel radzi, aby przede wszystkim pojechał do hodowli. – Niech hodowca pokaże mu wszystkie swoje psy. Niech pokaże badania. Niech pokaże warunki, w jakich trzyma zwierzęta. Jeśli jest uczciwy – nie będzie miał z tym żadnego problemu – mówi.

RODOWODY BEZ WARTOŚCI

Elżbieta Augustyniak z ZKwP tłumaczy, że problem wątpliwych czy wręcz fałszywych rodowodów nie jest nowy. – Dawniej papiery dla psa można było sobie kupić na warszawskim bazarze Różyckiego. Tak samo jak świadectwo maturalne czy jakikolwiek inny dokument – mówi. – Dziś każdy może założyć stowarzyszenie, które rodowód wyda. Tylko że te dokumenty są nic niewarte. Można to porównać do dyplomów z uczelni wyższej. Inaczej spojrzymy na dyplom z pieczęcią Uniwersytetu Jagiellońskiego, a inaczej na taki z nieznanej nikomu uczelni z Pstrykowic – mówi. Wystawianie rodowodów na podstawie zdjęć nazywa draństwem.

Podkreśla jednak, że ustawa mimo wszystko poprawiła los zwierząt przeznaczonych na sprzedaż. – Zlikwidowano przecież koszmarny proceder handlu zwierzętami na bazarach – przypomina. Augustyniak zaznacza, że aby założyć hodowlę psów, która zostanie zarejestrowana w ZKwP, trzeba najpierw sporo zainwestować. Przede wszystkim w badania psów, obowiązkowe wystawy, na których trzeba otrzymać wysokie oceny, aby uzyskać uprawnienia hodowlane. Dla większości hodowców nie jest to sposób na utrzymanie, raczej kosztowne hobby. Obecnie Związek Kynologiczny w Polsce liczy około 21 tys. członków. Jest w nim zarejestrowanych 100 tys. psów. Każdego roku w ponad 1200 hodowli przychodzi na świat 6,5 tys. miotów. Czyli w sumie 30 tys. rasowych szczeniąt.

Związek jednak także spotyka się z krytyką. Wielu założycieli nowych stowarzyszeń to ludzie, którzy dawniej byli członkami związku i z różnych powodów z niego odeszli.

DO WYCZERPANIA SUKI

Według szacunków w pseudohodowlach może się rodzić rocznie nawet pół miliona zwierząt, które są sprzedawane jako rasowe. Wiele z nich ląduje potem w schroniskach.

Michał Błaszak na co dzień działa w Fundacji Dr Lucy. Razem z grupą ludzi z całej Polski wymyślił inicjatywę „Psia mać!” (psia-mac.pl). – Naszym celem nie jest docieranie do pseudohodowców, ale do ich klientów. Uświadamianie ludziom, jak takie fabryki psów wyglądają – mówi. On i inne osoby walczące o prawa zwierząt mówią o sukach, które zachodzą w ciążę co cieczka, są eksploatowane do granic wytrzymałości, często chore, trzymane w dramatycznych warunkach. Jedna z ulotek promocyjnych inicjatywy „Psia mać!” miała proste hasło: „Szczenięta rasowe. Tanio. Promocja trwa do wyczerpania suki”. I mimo że obrazek wydawał się czytelny, Błaszak każdego dnia odbierał telefony z zupełnie poważnymi pytaniami o „te szczeniaki z promocji”. – Cierpliwie tłumaczyłem wtedy każdemu, o co tak naprawdę chodzi. Jeśli ktoś chce kupić rasowego psa, a nie ma ochoty pofatygować się osobiście do hodowcy i sprawdzić, w jakich warunkach żyje suka, to zwyczajnie napędza ten okrutny biznes – mówi.

Poseł Paweł Suski zapewnia, że od dawna ma gotowy projekt nowelizacji ustawy, który ukróci nieuczciwe praktyki pseudo hodowców. Nie chce jednak deklarować żadnego terminu rozpoczęcia prac legislacyjnych. – Mam nadzieję, że zmiany uda się wprowadzić w życie do końca tej kadencji – mówi. Bo nie tylko kwestię handlu i hodowli psów trzeba w ustawie uszczegółowić. Posłowie chcą także, aby wszystkie psy były obowiązkowo czipowane i rejestrowane. Szacuje się, że w Polsce żyje nawet siedem milionów psów. ■